Nie moge wyjsc z podziwu... Wiesz, Marcinie, Shining Light, to co napisales do mnie (o zmienianiu mojego swiata i ze nie jestem zła, a mam złe cośtam) przeczytaj jakbym napisala do ciebie...
fajnie nie? Nie jestes złym czlowiekiem, na sile nie ewengalizujesz poganow, tylko cos tam <hehehe> sorki, nie moglam sie powstrzymac.
W racajac do Miłości, tej bezwarunkowej, dalej uwazam, ze o taka trudno na ziemi, w sumie wg mnie nie po to jestesmy wlasnie w cialach ciemskich, zeby jej doswiadczac i do tego dazyc po trupach czy czymkolwiek, nie jest to zadnym celem w zyciu ziemskim. Zaznaczam to moj poglad. Przypuszczam,ze "Bóg" byl tym trwaniem w milosci bezwarunkowej tak znudzony, ze sobie ziemie wymyslil
Każdy kto sie odwazy zejsc na ziemie...
Wiecie co mnie najbardziej dziwi? W tej opowiesci o tym przebaczaniu zabojcow swoich dzieci... Bez urazy, wiem jaki to moze byc bol, nikomu tego nie zycze, nie zycze tez innych podobnych, wcale a wcale, tylko z jednym sie nie zgodze, to wcale nie jest zadne bohaterstwo!!
Wybaczenie to akurat jedyny rozwny krok do psychicznej rownowagi osoby poszkodowanej (czy baaaadzo poszkodowanej). Nie da sie inaczej, bo nie da sie zyc z takim ciezarem peania zycia, jak to sie okresla. To albo trzeba odpuscic sobei dzwiganie tego ciezaru (zale do zabojcy, i itp obwinianie siebie) i podobne doły emocjonalne, co sie akurat objawia i skutkuje wybaczeniem, wowczas ziemia staje sie lzejsza, slonce przyjemnie grzeje itp... albo jakies inne rozwiazanie, ktorego nie znam.
Pozostawanie w tym stanie emocji żalu, szukania odpowiedzi, winienia się za to co sie stalo jest bardoz przytlaczajace, i im "wieksza" i dotkliwsza strata... zreszta, w jednym zdaniu, to bardzo wyczerpujace i energetycznie i emojonalnie i we wszystkie inne sposoby, wiec prostsza droga i jakby oczywista droga jest wybaczenie. I tylko dla wlasnego zdrowia i dobra
pozdr.